Mój pies mnie nie słucha…
… czyli długa historia z happy endem
Przyznam, że sama przez wiele lat borykałam się z takim problemem u mojej goldenki Nuki, głównie na spacerach. Nasza relacja od zawsze była trudna, ponieważ nie pasujemy do siebie ani potrzebami, ani temperamentem. Cóż, los nas złączył i tak już zostało…
Trudny czas poszukiwań…
Światełko w tunelu?
Prawdziwy przełom przyszedł dopiero, gdy zupełnym przypadkiem trafiłam na pewną amerykańską trenerkę. Nie od razu przekonałam się w pełni do jej podejścia (i nadal nie stosuję jej zaleceń dotyczących medytacji czy afirmacji o sobie i swoim psie, bo po prostu nie jestem jeszcze mentalnie na to gotowa), ale coś w tym było – to jak i co mówiła o psach, i o naszej z nimi relacji. To była dla mnie (i Nuki) prawdziwa rewolucja, która zresztą dzieje się do dzisiaj!
A co było i jest tym magicznym kluczem do nuczynkowej uwagi? Nie szkolenie, nie ćwiczenia, nie smaczki, nie kary (pozytywne czy negatywne), nie jakaś wyimaginowana hierarchia, nie gry motywacyjne, a… MOJA UWAGA, MOJE ZAUWAŻANIE JEJ i MOJA AKCEPTCJA suni taką jaka jest, i już! Tak, dobrze czytasz. Nuka nie zwracała na mnie uwagi, ponieważ przez ogromną część dnia TO JA tak naprawdę nie zauważałam JEJ! W każdym razie nie tak, jak ona tego potrzebowała. Mimo, że przeważającą część czasu fizycznie byłam z nią w domu, albo na spacerze, praktycznie ignorowałam gros jej komunikatów, bagatelizowałam jej drobne potrzeby i sygnały, przechodziłam obok, nie okazywałam wystarczającego zainteresowania, nie zagadałam ciepło, gdy na mnie spojrzała, nie powiedziałam komplementu za to, że po prostu jest i że „pięknie sobie leży”, nie dotknęłam, gdy tego potrzebowała, rzadko pomiziałam, gdy chciała. Nie byłam świadoma, czego naprawdę potrzebuje, nie byłam dla niej wsparciem, a czasem nawet stawałam się problemem, nie rozumiałam jej, i chyba nie do końca akceptowałam. Nuka żyła obok mnie, ale nie byłyśmy razem, bo tak naprawdę JA nie byłam z NIĄ.
Nie byłam NA NIĄ UWAŻNA!
Ot, i cały sekret. Takie proste, wręcz banalne, a takie cholernie trudne…I co z tego wyszło…
Czy dziś mogę powiedzieć, że już zawsze jest idealnie? Oczywiście, że nie! Ale jak nie jest, to wiem dlaczego, i staram się Nuce pomóc. Bo co nasza blondi temu winna, że „siusia w majty” jak zobaczy hasającą sarenkę albo kicającego zająca? Ja „siusiam w majty” jak zobaczę jakąś fajną książkę o psach, nowe ciekawe psiarskie seminarium, konferencję czy warsztaty. Czy ktoś ciska na mnie za to gromy, zamyka w pokoju, próbuje zmieniać i odcina od Netu? No nie. Kiwają tylko z politowaniem głowami („Znowu…”), ale i starają się zrozumieć, mimo, że to dla nich czasem baaaardzo trudne, szczególnie gdy z domowego budżetu trzeba wydać 1000 zł na taką, z ich punktu widzenia wątpliwą, „przyjemność”.
A co dalej?
Niestety, sporo jest przykładów, w których psy żyją przy swoich, kochających ich co prawda i gotowych wiele dla nich poświęcić, Opiekunach, ale tak naprawdę egzystują gdzieś obok nich, kompletnie niezrozumiane, bagatelizowane, mijane… Zresztą, ten dysonans nie zawsze jest taki oczywisty, a dopiero spojrzenie z zewnątrz kogoś bardziej świadomego pomaga uzmysłowić go Opiekunom. Nie ma też co ukrywać, że dobrze poprowadzone treningi posłuszeństwa/sztuczek są czymś, co pomoże Ci nawiązać dialog z psem, pomoże Wam jaśniej się komunikować, polubić i zrozumieć, ale fundamentalnym kluczem jest Twój stosunek do tego psa, realne bycie z nim, zwracanie na niego uwagi, tworzenie z nim prawdziwego teamu, szanowanie go, adekwatne odpowiadanie na jego najdrobniejsze sygnały, zaspokajanie potrzeb, i tych fizycznych, i tych psychicznych, społecznych, oraz zrozumienie i zaakceptowanie zarówno jego mocnych, jak i słabych stron.
Co Ci powiem, to Ci powiem, ale Ci powiem…
Tak więc jeśli spytasz, co zrobić, żeby Twój pies zaczął Cię słuchać, odpowiem Ci tak: najpierw to Ty zacznij słuchać swojego psa, zacznij go zauważać, zacznij go rozumieć, zacznij go akceptować i szanować, zacznij odpowiadać na jego potrzeby. Zacznij po prostu Z NIM BYĆ. Bądź cierpliwy, bądź UWAŻNY, a stanie się cud!